niedziela, 10 marca 2013

Kasia: Podróż dobiegła końca. Wróciliśmy do swoich ciepłych, wygodnych domów z pełnymi lodówkami :) Dzielimy się wrażeniami z najbliższymi i dopiero zaczyna do nas docierać, gdzie tak naprawdę byliśmy i ile zobaczyliśmy. Jednogłośnie możemy stwierdzić, że było warto!

Chciałabym podziękować Marice i Maćkowi za te wspólnie spędzone 3 tygodnie na drugim końcu świata. Bez was to nie byłaby taka sama wyprawa. Mam nadzieję, że za jakiś czas będziemy miło wspominać uciążliwości związane z dzieleniem przez 3 osoby jednej małej chińskiej łazienki w jednym małym chińskim pokoju. I na koniec, jak to się zwykło mówić: co złego to nie ja!

<3

sobota, 9 marca 2013

Witaj ojczyzno!

Marika: Lot do Moskwy trwał 10h 30 min, plus przesiedzenie swego przed startem i po lądowaniu na pokładzie. Czas umilały nam komputery w siedzeniach, każdy z nas obejrzał parę filmów, które sobie wybrał. Ja zadużyłam się w graniu w golfa i pokera na monitorze. Kasia i Maciek nawet się zdrzemnęli.
Posiłki były niby dobre, ale szczerze mieliśmy już tego sztucznego jedzenia dość. Szybka, powiedziałabym ekspresowa przesiadka w Moskwie i już siedzieliśmy na pokładzie boeinga do Warszawy i kolejny, trzeci plastikowy posiłek. Tylko dwie godziny lotu. Wszystko sprawnie poszło, pilot poinformował o pogodzie: -2°C, mocny wiatr czołowy, pomimo kilku szarpnięć przy "siadaniu", udało się. Ilość startów równa ilości lądowań!

Następna zagwostka, czy są nasze bagaże?! O tak! Były wszystkie trzy sztuki deklarowanego bagażu. Panom celnikom nie wpadliśmy w oko - być może, patrzyli na nasze porwane, przechodzone buty i na tej podstawie wywnioskowali, że żadnej podrobionej Prady czy Louisa V. nie wieziemy.

Mieliśmy jeszcze ponad godzinę do odjazdu busa do Białegostoku. Względne odświeżenie, wyciągnięcie kurtek zimowych i ich aplikacja ;-)
Za 3 godziny powinniśmy być w domach, a za 4 w swoich wymarzonych łóżkach :-)

Nasza wyprawa dobiegła końca. Mamy wrażenie, że nie było nas znacznie dłużej niż 3 tygodnie. Doznaliśmy uroków chińskiej zimy, wiosny i lata. Amplituda jaką dziś przeżywamy to tylko 31°C (najwyższą jaką dotychczas miałam wracając do kraju to 72°C). W Pekinie ubieraliśmy się na cebulkę, po kilka bluzek, sweter, bluza, kurtka i inne wspomagacze, jak rajstopy, opaski, rekawice, czapki i kaptury. Ostatnie 4 dni paradowaliśmy w szortach i strojach kąpielowych. Dziś wiemy, że decyzja o kolejności zwiedzanych miast była słuszna. Na koniec należał się nam odpoczynek, bo lada moment wracamy do codzienności i nie będzie już tak kolorowo.

Pozdrawiamy wszystkich czytelników bloga! Do szybkiego zobaczenia :-)

piątek, 8 marca 2013

Nasz samolot gotowy do startu!

Za parę minut wylatujemy do Moskwy. Czeka nas długi lot i bardzo szybka przesiadka w Rosji (50 minut). Pozdrawiamy jeszcze z Hong Kongu!

P.S. Nowe doświadczenie: pas startowy wybudowany na wodzie - był przedłużany ze względów bezpieczeństwa po jednej z katastrof.

Aktualizacja zdjęciowa :-)

Marika: Znalazła się ładowarka do kompa, także dodałam nowe zdjęcia pod dwoma ostatnimi postami o Stanley plaży i Makau.
Enjoy!

Plaża Stanley, czas pożegnać raj.

Marika: Rano obraliśmy kurs na plażę, aby słonecznie pożegnać się z długimi wakacjami.
Pogoda zdecydowanie lepsza niż 2 dni temu, 29°C. Postanowiliśmy udać się na najdalej położoną plażę na wyspie Hong Kong. Plaża Stanley mieści się 10 min drogi busem od zatoki Chung Hom Kok. Google maps skłamało i wysiedliśmy przy więzieniu, usytuowanym na najdalej wysuniętej na południe części wyspy. Na szczęście tylko kilka minut dzieliło nas od upragnionej plaży. Co chwila można było tu spotkać turystów, jednak większość zatrzymywała się aby cyknąć fotkę lub przysiąść na schodach. Była też rodzina z Polski (o dziwo, co chwila spotykamy tu Polaków). Dopadło nas totalne rozleniwienie i smutek, bo żadne z nas tak na prawdę nie chce wracać do 'normalnego życia'. Z przykrością kończymy wędrówkę, ale na Chinach świat się nie kończy ;-) !
Nasza podróż była bogata w doświadczenia i kolejną lekcję życia. Jeśli wrócimy tak jak mamy to rozpisane w planie, to będzie oznaczało, że przemierzyliśmy niespełna 22 000 km różnym transportem, doznaliśmy kontuzji i rozczarowań, zwiedziliśmy kilkadziesiąt najsłynniejszych miejsc świata, poznaliśmy chińską kulturę, smaki azjatyckiej kuchni i atuty języka migowego. Teraz wracamy do szarego świata i codzienności. Mamy nadzieję, że dolecimy szczęśliwie do Polski, aby  móc dzielić się wrażeniami i masą zdjęć oraz filmów z bliskimi.









czwartek, 7 marca 2013

Makau, czyli "Wschodnie Monte Carlo"

Marika: Dziś wyprawa do Makau. O 10:20 przyspacerowaliśmy z hostelu do terminalu z łódkami. Tam kontrola paszportowa i boarding na łódź Tubro Jet. W środku wszystko prawie jak w samolocie, tylko przestronniej, szersze korytarze, wielkie fotele i dużo miejsca na nogi. Na pierwszym piętrze mieści się pierwsza klasa, a w sumie łódź mieści 388 osób. Kiedy dobiliśmy do brzegu przywitał nas upał! Pomimo, iż to tylko godzina drogi szybkim statkiem, wyższa temperatura była odczuwalna.
Tu też miła wiadomość: nie musimy wymieniać/wypłacać pieniędzy na pataki (waluty Makau MOP), gdyż dolary hongkońskie (wcześniej błąd gramatyczny na blogu) są honorowane.
Z portu pojechaliśmy miejskim autobusem do centrum, gdzie zwiedzaliśmy zabytki kolonii portugalskiej. Stamtąd przeszliśmy wyznaczoną trasą z mapki turystycznej dodając spacer promenadą pod mostem, która prowadziła do wieży Makau. Właśnie ten obiekt został wpisany dwukrotnie do Księgi Rekordów Guinnesa ze względu na najwyższy obiekt na świecie, z którego można oddać skok na bungy (233 m) oraz zorganizować wspinaczkę po zewnętrzej elewacji na 334 metr. Autobusem przejechaliśmy pod wizytówkę Makau, czyli Hotel Lisboa i Casino Lisboa (prawdopodobnie największe na świecie), które mieszczą się w centrum kasyn, hoteli i najdroższych butików. Po obiedzie czekaliśmy, aż nadejdzie zmrok. Wtedy też zajęliśmy się nocnymi fotkami. Komunikacją miejską ponownie wyruszyliśmy do portu, by wròcić do HK. Tym razem po aplikacji aviomarin'u było troszkę lepiej. Pierwsza strona była cięższa. Zdobyliśmy nowe pieczątki w paszportach i szczęśliwie wróciliśmy na Kowloon.
Zbliża się nasz ostatni dzień w Azji - jutro (piątek). W sobotę przed południem mamy samolot do Europy (przez Moskwę, do Warszawy). O ile wszystko pójdzie zgodnie z planem, w Białymstoku będziemy w nocy z soboty na niedzielę polskiego czasu. Hong Kong będziemy żegnać na plaży. Zdecydowanie tam  czujemy się najlepiej. Rano zdecydujemy, którą urokliwą plażę nawiedzimy i właśnie tam spędzimy ostatnie chwile naszej Podróży Marzeń.
Pozdrowienia wszystkim, którzy podróżują razem z nami czytając bloga!
P.S. Lepsze zdjecia jak odnajdzie się ładowarka do kompa, bo zaginęła w naszym wielkim, przeładowanym pokoju.